literature

Smoczy Jezdzcy cz. 18

Deviation Actions

Levy2001's avatar
By
Published:
272 Views

Literature Text

Rozdział XVIII


Jake jęknął, długo i przeciągle.
Po raz setny. Już chyba godzinę patrzył, jak Jamie usiłuje otworzyć „Wszystko o smokach”.
Zaczęło się od porządnej nagany. Jamie nie udawał, że cieszy się ze zdobyczy Jake’a, jednak potem wrzeszczał na niego kilka minut. Wypomniał mu, jak bardzo naraził wszystkich Jeźdźców, a przede wszystkim siebie i Meteo i jak wielkie szczęście miał, że nie został zabity. Jake liczył, ile razy Jamie powie, jaki to chłopak jest nieodpowiedzialny. Naliczył osiem takich tekstów.
Gdy Jamie już się wykrzyczał, nadszedł czas na pytania. Jamie najpierw chciał się dowiedzieć, jakim cudem Jake przeszedł przez pole siłowe.
- Dość prosto. Zeskoczyłem z Meteo, a chwilę potem byłem za barierą.
Jamie mruczał coś pod nosem, a potem krzyknął, chyba bardziej do siebie.
- Ale to niemożliwe! – spojrzał Jake’owi w oczy i uspokoił oddech. – Jake, bariera nie dopuszcza nikogo z zewnątrz. Nikogo. To bardzo silny czar ochronny, wręcz nie do przełamania. Jedyna możliwość, by przejść, to mieć równie silną zdolność teleportacji. – Jamie się zamyślił – A nawet, jeśli byś takową miał, to trzeba by było lat ćwiczeń, by opanować ją do tak wysokiego stopnia. Jednak oboje wiemy, że nie masz zdolności teleportacji, a zwłaszcza tak perfekcyjnie wyćwiczonej.
- Nie mam pojęcia, jak to zrobiłem – westchnął Jake. Zaraz potem coś sobie przypomniał. – Potem znowu zdarzyło się coś takiego. Biegłem prosto na skałę i tak jakby przez nią… przebiegłem.
Jamie myślał kilka minut, krążąc po namiocie i gapiąc się na jego ściany.
- Jake, chyba będziemy musieli zwiększyć częstotliwość treningów. Masz bardzo… ciekawe zdolności. Niepokojąco ciekawe.
Gdy Jake przestał narzekać na to, że czeka go jeszcze więcej trenowania, Jamie opowiedział mu o niedawno zdobytej księdze.
„Wszystko o smokach” to przez lata spisywane doświadczenia Jeźdźców, poczynając od pierwszego. Można tam znaleźć opis wręcz każdego smoka. „Czyli nic o moich mocach”, pomyślał Jake. Jednak gdy Jamie chciał ją otworzyć, okładka ani drgnęła. Przez bite pół godziny Jamie nie zdołał otworzyć księgi. Gdy zawołał Alexa, ten też nie dawał rady. Gdy dołączył do nich Jake, a tomiszcze wciąż było zamknięte, chłopcy się poddali.
- Zapieczętowane. I to silnie. Ktoś musiał rzucić klątwę. Pewnie to robota Ashiara, albo wcześniejszego właściciela książki. – wysyczał Jamie z gniewem. Wyszedł, klnąc pod nosem. Spojrzał ostatni raz z pogardą na opasłą księgę, po czym wrócił do przeklinania jej od najgorszych. Alex wyszedł tuż za nim. Jake został sam.
Czyli to tak. Cały wysiłek na marne. Jake ryzykował życie dla głupiego poradnika, którego nie da się otworzyć. Złapał „Wszystko o smokach” i z wściekłością rzucił nim o ziemię. Wszystko, co robił, na nic.
Czy to takie złe? Czemu nie może po prostu być normalnym? Czemu nie może żyć normalnie?
Jake już miał wychodzić, gdy wpadł na Lindsey wchodzącą do namiotu. Miałą zatroskaną minę.
- Słyszałam krzyki. Coś się stało? – zapytała cicho.
- Jamie kłócił się z książką – odparł szorstko Jake.
Lindsey spojrzała na wielki tom.
- Po to dzisiaj uciekałeś? – spojrzała na Jake’a – Przez ciebie Jamie wrzeszczał na nas przez cały czas, gdy cię nie było. Użył dużo niemiłych epitetów.
Jake milczał.
- Podobno zniszczyłeś cały sprzęt.
- Ja… przepraszam. Nic się nie udało. Uciekłem, wkurzyłem Jamie’ego, nie mamy broni, a Ashiar szykuje zemstę. – westchnął w końcu Jake.
- To nie twoja wina. – Lindsey uśmiechnęła się do Jake’a. – Gdybym ja zaczęła płonąć, też bym chciała wiedzieć, o co chodzi.
Jake cicho się zaśmiał.
- Dzięki, Lindsey.
Blondynka znów spojrzała na książkę. Podniosła ją z ziemi i położyła na drewnianym stołku. Spróbowała otworzyć, lecz okłada dalej ani drgnęła.
- Więc to o to chodzi? Daj mi chwilę.
Lindsey zamknęła oczy. Trzymając dłoń nad okładką, zaczęła szeptać niezrozumiałe, dziwnie brzmiące słowa. Okłada zalśniła na sekundę, po czym dziewczyna szybko odsunęła dłoń.
- No dalej, otwórz – uśmiechnęła się do Jake’a.
Chłopak podszedł do księgi. Wahając się spróbował ją otworzyć. Okładka dała się normalnie odchylić, jak u najnormalniejszej książki. Jake zdziwiony spojrzał na Lindsey.
- Jak… - chciał zapytać, lecz dziewczyna mu przerwała.
- Najprostsze zaklęcie otwierające. Nie spodziewałam się, że zadziała. Ktoś nie trudził się nad zapieczętowaniem tej książki.
- Ty… ty znasz magię? – zapytał zdezorientowany Jake.
- Podstawy. Kiedyś się uczyłam.
Jake zaczął kartkować księgę. Strony były pełne rysunków i opisów smoków. Każdy typ, każdy gatunek. Znalazł część o smokach ciemności. Zajmowała tylko kilka stron, ale zawsze były to jakieś informacje. Jake zobaczył dokładny rysunek smoka ciemności. Wyglądał zupełnie jak Meteo. Rozpościerał majestatycznie skrzydła, ziejąc ogniem.
- To… to niezwykłe – wyszeptał. Lindsey spojrzała na ilustrację.
- Będziesz miał co czytać – powiedziała z uśmiechem. Jake zamknął książkę. Może jednak nie wszystko stracone? Może czegoś się dowie? Spojrzał wesoło na Lindsey.
- Dziękuję. Bardzo dziękuję. – Lindsey słysząc te słowa dodała tylko „nie ma sprawy”. Skierowała się do wyjścia z namiotu.
- Właściwie, to po co uczyłaś się magii? – zapytał zaciekawiony Jake. Uśmiech zniknął z twarzy blondynki.
- Dla moich rodziców. Chciałam im zaimponować.
- Dla… dla twoich rodziców? – Jake niczego nie rozumiał. Rodzice Lindsey wiedzieli o świecie magii?
- Uhm. Są… emerytowanymi Jeźdźcami.
- Czyli, że pochodzisz z rodziny Jeźdźców?
Lindsey skinęła głową. Jake tak naprawdę nic o niej nie wiedział. Nie była dość rozmowna, zawsze jednak służyła radą lub pomocą…
- Powiedziałaś emerytowanymi Jeźdźcami. Tak można? – dociekiwał Jake.
- Mieli… wypadek. Nigdy nie budowali szczególnej więzi ze swoimi smokami. One zaś im nie ufały. Przestały w końcu dawać na sobie jeździć, atakowały każdego człowieka czy zwierzę. Gdy smok taty prawie odgryzł mu rękę, ojciec stwierdził, że smoki trzeba wypuścić. Potrzebne były bardzo silne czary, by przerwać więź, wiesz, tę magiczną. Smoki wypuszczono, a moim rodzicom nie pozwolono na nowe. Przestali być Jeźdźcami.
Jake bardzo to zdziwiło. Smok nie ufa właścicielowi i chce go zabić? To nie było normalne. Jak smoki mogły w ogóle nie czuć więzi do Jeźdźców? I jak można przerwać magiczną więź?
- To… bardzo dziwne. – rzucił chłopak w końcu.
- Zaczęli oczekiwać więc, że ich dzieci pójdą w ich ślady.
- Dzieci? – spytał Jake. Zawsze wydawało mu się, że Lindsey była jedynaczką.
- Miałam brata. Został Jeźdźcem. Miał pięknego smoka ognia. Był wspaniały. Rodzice byli z niego dumni, chwalili przy każdej okazji. Po miesiącu bycia Jeźdźcem został zabity przez Żniwiarzy w misji zwiadowczej.
Jake nie wiedział co powiedzieć. W końcu wyszeptał jedynie:
- To.. to przykre.
Lindsey przez kilka minut się nie odzywała, spoglądając na ziemię. W końcu znów skierowała wzrok na Jake’a.
- Rodzice chcieli, bym była Jeźdźcem idealnym. Gdy dowiedzieli się, że dostałam Raptora zamiast smoka ciemności, nie rozmawiali ze mną przez miesiąc.
Jake nie wiedział, jak zareagować. To chore nie odzywać się do swojej córki.
- Wciąż chcieli, żebym była najlepsza. Trenowałam do nieprzytomności, a oni wciąż kazali my być doskonalszą. Idealną wersją siebie. Uczyłam się magii, by choć trochę im zaimponować. Pokazałam im raz kilka sztuczek, a oni nawet się nie uśmiechnęli. Tylko ojciec podszedł do mnie, poklepał mnie po plecach i powiedział, żebym ćwiczyła dalej. Dążyła do perfekcji. Nawet się nie uśmiechnął, nie podziękował. Po tym dniu dałam sobie spokój z czarami.
Jake odwrócił wzrok. Myślał, że tylko on jest pokrzywdzony, że tylko on ma problemy. Nie zdawał sobie sprawy, że każde z jego przyjaciół ma swoją historię. Swój dom, rodzinę, przyjaciół. Tak jak on rzucili wszystko, by zostać Jeźdźcami.
- Chyba ich nienawidzisz – wyszeptał w końcu. Gdyby miał takich rodziców jak Lindsey, uciekłbym z domu.
- Kocham ich. To przecież moja rodzina. – Lindsey lekko się uśmiechnęła, patrząc pusto w ziemię.
- Wiem, że chcą, żebym była najlepsza, bo się o mnie troszczą. Boją się, ze gdy nie stanę się Jeźdźcem idealnym, zostanę pokonana. Że zginę jak Barthel. Oni tylko się o mnie martwią – Lindsey znów spojrzała na Jake. Chłopak zobaczył łzę w kąciku jej oka.
– To nie ich wina, że nie są najlepsi w okazywaniu uczuć.
Lindsey wyszła, zostawiając chłopaka samego.
- Dzięki za rozmowę, Jake. Mam nadzieję, że z tej dowiesz się czegoś z tej książki – rzuciła na wyjściu.
Jake w duchu uśmiechnął się do siebie. Wziął „Wszystko o smokach” do ręki i zaczął czytać.
Smoki ciemności, jako rasa niezwykle rzadko spotykana, są jednymi z najciekawszych gatunków wśród tych gadów. Wiadomo o nich niewiele, ponieważ w całej historii Smoczych Jeźdźców ( patrz strona 383 ) wykazano tylko sześć przypadków posiadania tych stworzeń. Wśród hodowców nie spotkano ich nigdy, jednakże kiedyś na czarnym rynku podobno można było kupić kilka jaj. Istoty te są w niewielkiej części demonami, co wskazuje ich zdolność tymczasowego przemieszczania się między wymiarem Cienia a światem rzeczywistym. Dymorfizm płciowy…
Jake przestał na chwilę czytać. Demonami? Meteo jest w jakieś części… demonem? Jake kartkował krótki rozdzialik o smokach ciemności. Nie znalazł ani jednej wzmianki o demonicznej części Meteo oprócz tej we wstępie. Domyślił się, że „zdolność tymczasowego przemieszczania się między wymiarami” to Cień. Czyli że to nie tylko specjalna zdolność tej rasy? Demony też tak potrafią?
W końcu Jake naszła okropna myśl. Czy Meteo jest w malutkiej części spokrewniony z Ashiarem? Czy przez swoją naturę nie stanie się… zły?
Ominął fragmenty o wyglądzie i wyżywieniu, a także wskazówki dla potencjalnego hodowcy, znajdując część o zdolnościach.
Ta rasa, jak prawie każdy smok, potrafi miotać kulami ognia o temperaturze kilkuset stopni, jednak łatwo zauważyć, że nie są to zwykłe płomienie. Jednakże, ze względu na rzadkość gatunku, nie podjęto nad tym żadnych studiów, więc jak na razie jedyna różnica to fioletowa barwa ognia.
Ciekawszą zdolnością jest ich tymczasowa, jeśli można to tak nazwać, teleportacja. Smoki na kilka sekund przemieszczają się do wymiaru Cienia ( patrz strona 125 ), skąd mogą przejść do dowolnego miejsca w świecie rzeczywistym znajdującego się w odległości do dziesięciu metrów. Czynność ta jest wykonywana błyskawicznie, więc jeżdżący na smoku nie będzie w stanie nawet rozejrzeć się po wymiarze Cienia. Przez to o tej niezwykłej zdolności wiadomo tak niewiele.

Jak przewrócił stronę, jednak dalej znajdował się już rozdział o innych smokach. Tylko tyle? Rozumiał, że o smokach ciemności nie wiadomo wiele, ale miał nadzieję na trochę więcej informacji. Owszem, dowiedział się czegoś, ale była to tylko mała część informacji.
Westchnął ciężko, przeglądając jeszcze raz całą książkę. Miał zamiar poczytać trochę o tym wymiarze Cienia. W pewnym momencie trafił na rozdział o Amerykańskim Ogniokle.  Czy to nie był przypadkiem gatunek Eshiry Alexa? Uwagę Jake zwróciło pierwsze zdanie wstępu.
Ogniokły Amerykańskie, jeden z najpospolitszych gatunków, to mięsożerne smoki ognia wykazujące ogromną skłonność do ludojadztwa, czasem nawet kanibalizmu.
Ludojadztwo? Alex nigdy o tym nie wspominał. Gdy Jake dopiero uczył się o smokach, Jamie mówił mu, że większość smoków jest mięsożercami, ale tylko malutka część pożera ludzi, a jeśli już, to głównie w celach obrony. Tymczasem Eshira zjadała nie tylko ludzi, ale i smoki ze swojego gatunku. Jake już miał czytać dalej, gdy do namiotu wparował Will.
- Jamie zwołuje zebranie – burknął chłopak i zaraz potem wyszedł. Jake zostawił książkę.
Poszedł do namiotu kuchennego, gdzie przy stole zazwyczaj odbywały się zebrania. Jamie zwoływał je, gdy zdobywali jakieś nowe informacje na temat Ashiara, planowali strategię czy wyruszali na wyprawę. Jake był ciekaw, o co chodzi teraz. Pewnie Jamie oznajmi wszystkim, co chłopak zrobił. Zlinczują go albo jeszcze gorzej.
Gdy Jake wszedł do namiotu, wszyscy siedzieli już przy stole. Brunet bez słowa zając miejsce.
- Jak wiecie lub nie – zaczął Jamie, a Jake’owi już przestawało się to podobać – dzisiaj nasz drogi przyjaciel, Jacob Jefferson, urządził sobie samowolną wyprawę, narażając siebie, swojego smoka i nas. Zniszczył przy okazji prawie cały zasób naszej broni.
Jake wpatrywał się w stół, widząc spojrzenia przyjaciół, ledwie kryjące zdenerwowanie. Jedynie Will ze spokojną miną uśmiechał się triumfalnie.
- Konsekwencje zostaną wyciągnięte, jednak muszę dodać, że Jake zdobył dla nas bardzo cenną księgę, mianowicie „Wszystko o smokach. Kompendium wiedzy dla hodowcy lub jeźdźca” autorów nieznanych. Myślę, że wiedza zawarta w książce pomoże nam w zaplanowaniu taktyki na wyprawę do Himalai. Niestety, na razie nie możemy jej otworzyć. – W tym momencie, przerywając Jamie’emu, wstał Jake.
- Właściwie to udało mi się, to znaczy, Lindsey się udało, ją otworzyć – powiedział cicho Jake.
Jamie spojrzał ze zdziwieniem na blondynkę.
- Potrzeba było do tego kobiecej ręki – uśmiechnęła się dziewczyna.
- Omówimy to później – kontynuował Jamie, wyraźnie zdezorientowany – Na razie potrzebna nam broni, dużo dobrej broni. Większość pewnie wie, jednak przypomnę, że po nią musimy wybrać się do centaurów, z którymi od wielu lat Jeźdźcy utrzymują dobre stosunki, i które wykuwają niezwykle dobre miecze. Dlatego właśnie zarządziłem naradę. Wyruszamy tam za pięć minut. Przygotujcie smoki i proszę, bądźcie mili. To ma być wyprawa pokojowa.
Po tych słowach wszyscy wstali, szepcąc coś pod nosem, i poszli na łąkę, gdzie czekały wszystkie smoki. Shion, który był czymś w rodzaju zbrojowni, był już gotowy, posłusznie pozwalając innym na wdrapanie się na jego grzbiet.
Odkąd chochliki drzewne zaatakowały Jeźdźców, Shion przestał być siedzibą, gdyż sala w środku jaskini na jego plecach uległa całkowitemu zniszczeniu. Na szczęście Jeźdźcy otrzymali namiot od wróżek.
Jake wziął siodło i liny, zeskoczył ze smoka ziemi i zaczął przygotowywać Meteo.
- Jest bardzo źle? – usłyszał w swojej głowie.
- Są na mnie wkurzeni. Bardzo. Ale jakoś przeżyje. Okazało się, że ukradłem odpowiednią książkę – uśmiechnął się Jake. Meteo spróbował to odwzajemnić, wyszczerzając kły i wykrzywiając pysk.
Gdy chłopak skończył, wsiadł na smoka. Inni też byli już prawie gotowi.
- Dowiedziałeś się czegoś? – zapytał Meteo.
- Niewiele. Trochę przeczytałem o Cieniu. Ach, i jesteś w części demonem.
- Demonem? – informacja nie wywarła na smoku wielkiego wrażenia, a może po prostu Meteo o tym wiedział.
- Tak. Cień to zdolność nie tylko twoja, ale i demonów. Jakie to uczucie być dalekim kuzynem Ashiara?
- Nieprzyjemne – burknął Meteo. W tym momencie Jamie dał znak do odlotu. Jake leciał za nim i za Alexem, wypatrując jakiejś jaskini, góry czy innej rzeczy mogącej być domem dla centaurów. Nie zdziwiłby się, gdyby zobaczył pod sobą stajnię.
Jednak po godzinie podróży Jake spostrzegł, że wszyscy lądują przed trzypiętrowym, starym domu. Był pomalowany na niebiesko, porośnięty bluszczem, miał mnóstwo ogromnych okien, zza którym wydobywało się kolorowe światło, a sam wydawał trząść się od głośnej muzyki techno dobiegającej z jego środka.
- To tutaj? – zapytał zdziwiony Alex.
- Nie mam pojęcia. Nigdy tu nie byłem. Ale według mapy miejsce się zgadza.
- Pół ludzie – pół konie mieszkają w… domu? Nie wygląda to na miejsce idealne do wykuwania broni – Charlie wpatrywała się w drewniany budynek.
- I chyba mają świetny ubaw – dodała Lindsey, nasłuchując muzyki.
- Tak czy siak, wchodzimy. Zachowajcie spokój i uśmiechajcie się choćby nie wiem co.
Jamie otworzył skrzypiące drzwi i odskoczył do tyłu, słysząc dźwięk muzyki elektronicznej głośniejszej od hałasu wywoływanego przez startujący myśliwiec.
Jake wchodząc nie wierzył, że właśnie jest w twierdzy centaurów. Dom, spowity w ciemności, rozświetlały kolorowe światła płynące z reflektorów i odbijające się od wielkiej, lśniącej kuli, wiszącej nad śliskim parkietem, na którym tańczyło mnóstwo dziwacznych ludzi - koni. Głośniki dudniły, a DJ za stołem krzyczał, wciąż podgłaszając muzykę. Na skórzanych kanapach siedzieli mężczyźni w kolorowych bluzach i niezliczonych fryzurach, jednakże wyróżniało ich to, że od pasa w dół mieli ciało konia. Przy stole z przekąskami pałętały się centaury i kobiety - konie, nakładając na talerzyki małe kanapki i nalewając ponczu do jednorazowych kubeczków. Jakaś dziewczyna z ciałem karej klacz szturchnęła Jake’a, proponując mu drinka. Chłopak odmówił, oddalając się od niej i chowając w tłumie kilku centaurów.
- Czy oni urządzili sobie imprezę?! – pytała Lindsey, próbując przekrzyczeć głośną muzykę. Minął ją właśnie centaur w obcisłym podkoszulku, radząc nie wchodzić do łazienki.
- Co?! Nie słyszę! – krzyczał Jamie, odepchnięty przez innego pół – konia na bok.
Kilka centaurów szeptało, aż w końcu cały tłum zaczął krzyczeć, że jacyś ludzie wkradli się na imprezę, i że tak nie może być. Nagle ktoś krzyknął „stop!”, a cała muzyka ucichła. Z piętra, po schodach, zszedł centaur w niebieskiej bluzie z kapturem z napisem Nike. Miał potargane, ciemne włosy, a oczy zakrywały zielone, imprezowe okulary. W dłoni trzymał puszkę jakiegoś napoju gazowanego. Stuknął kopytem o parkiet, co uciszyło ostatnich szepcących. Podszedł do Jamie’ego i zdjął okulary, ukazując brązowe oczy, pomalowane wokół czarną kredką do oczu.
- Ładnie to tak wkradać się na cudze balangi? – zapytał z dziwnym akcentem.
- My tu tylko… - jąkał się Jamie, ale centaur mu przerwał.
- No właśnie, jesteście tu, a powinniście być tam – wskazał na drzwi, na co kilka jego pobratymców dosłownie parsknęło śmiechem.
- Chcemy tylko prosić o pomoc… - odezwał się Alex.
- Pomoc? Pomoc? – Centaury zaczęły się śmiać. – Oni proszą o pomoc!
Jake nie wiedział, co było tak zabawnego w tej prośbie. W końcu centaur w niebieskiej bluzie podniósł rękę do góry w geście uciszenia przyjaciół. Ci zamilkli.
- Chyba naprawdę słabo znacie centaury, jeśli prosicie nas o pomoc. My nie pomagamy, a zwłaszcza ludziom, którzy wpraszają się nam na imprezy – centaur złapał Jamie’ego za ramiona, obrócił go w stronę drzwi i popchnął. – No już, spadajcie.
Jeźdźcy nie ruszali się z miejsc.
- No sio, sio! – Wołał centaur, ponaglając ich rękami. Odwrócił się i podszedł do DJ’a, coś do niego mówiąc. Znów zaczęła lecieć głośna muzyka, a centaury wróciły do zabawy. Jamie przedarł się przez tłum do pół – konia w niebieskim, który chyba był przywódca tego całego stada.
- Słuchaj, to ogromnie ważne! – krzyczał Jamie, zatykając uszy rękoma.
- Co? Nie słyszę tu tego twoje piskliwego głosiku! – zawołał centaur, śmiejąc się.
- My w sprawie broni! – Znów krzyknął Jamie. Gdy wódz koni to usłyszał, znów kazał wyłączyć muzykę.
- Wy w sprawie czego? – zapytał ze zdziwieniem.
- W sprawie broni – odpowiedział Jamie.
Centaur przez chwilę wpatrywał się w niego, po czym zaczął się głośno śmiać. Brzmiało to jak parskanie konia, który nie wie, co ze sobą zrobić. Zawtórowało mu całe jego stado, wydając z siebie ten sam dziwaczny odgłos. W końcu wódz, wciąż z uśmiechem na twarzy, nakazał ciszę.
- Skąd wy, z osiemdziesiątego drugiego? Od dawna nie wykuwamy już broni.
Jamie przez chwile milczał. Jake rozumiał, o co chodzi. Jamie musiał czuć to, co Jake, gdy zorientował się, że Smoczą Bibliotekę otacza magiczna bariera – zdezorientowanie, bezradność i poczucie, że cały plan na nic.
- Jak to „nie wykuwacie broni”? – zapytał, patrząc w twarz centaurowi. Mimo, że był najwyższy z Jeźdźców, nie dosięgał centaurowi nawet do brody.
- Po prostu, nie wykuwamy. Coś taki zdziwiony? Mamy dwudziestu pierwszy wiek, człowieku.
- Przecież… przecież centaury od lat robią wspaniałą broń! – krzyknął Jamie.
- Psecies centauly od lat lobią wspanialą bloń – przedrzeźniał go centaur, ruszając dłonią i udając, że mówi.
- Centaury przestały wykuwać broń. Odkąd odkryliśmy Internet, ubrania, napoje gazowane, techno, centra handlowe i darmowe próbki, nasze życie się zmieniło. Skończyliśmy z tym staroświeckim pomaganiem i robieniem mieczy. Znaleźliśmy łatwiejszy, wygodniejszy, lepszy sposób na życie. Tobie też radze trochę odpocząć, sztywniaku. Może zaprosimy was nawet na następną imprezę, jeśli je przyprowadzicie – centaur spojrzał na Lindsey i Charlie, puścił im oczko i wykonał gest udawający rozmowę przez telefon, szepcąc „zadzwońcie”.
- Czyli że… - Połkoń znów przerwał Jamie’emu.
- Czyli, że wam nie pomożemy, skarbeńku. Było przyjść kilka lat temu.
- Czy wy w ogóle wiecie, co się dzieje?! – Jamie był wyraźnie zdenerwowany.
- Eee… tak. Zakłócacie nam imprezę. Wynocha. – odpowiedział centaur, odwracając się.
- Masz pojęcie, kim jest Ashiar?
- Nie wiem, twój kolega z piaskownicy? Ktokolwiek to jest, mam go gdzieś.
Jamie oddychał ciężko, próbując opanować gniew.
- To demon, który za kilka dni może zabić was wszystkich! Jeżeli nie dacie nam broni, nie pokonamy go i wszyscy zginiecie!
Centaur chwilę milczał.
- Łał, poruszyło mnie to. Idź już sobie. – rzekł bezczelnie półkoń. Podszedł do Jamie’ego, spojrzał mu w oczy i w oka mgnieniu wylał całą zawartość jego puszki z napojem na głowę blondyna. Wywołało to dziki rechot u wszystkich centaurów. Jake wiedział już, że Jamie zaraz wybuchnie.
Chłopak przechylił lekko głowę i zmrużył oczy, patrząc na wodza centaurów śmiejącego się do rozpuku. Stał tak chwilę, po czym z całą siłą wymierzył mu pięścią w policzek. Półkoń zachwiał się i spojrzał z nieukrywanym gniewem na Jamie’ego.
- Słuchaj, jestem spokojnym gościem. Macie trzy sekundy na opuszczenie tego lokalu. Inaczej każę moim kolegom was zmiażdżyć  – powiedział, po czym pokazał trzy palce. – Czas leci, misiaki.
- Jamie, nie warto, chodź – powiedziała Charlie łapiąc Jamie’ego za ramię. Blondyn odwrócił się na pięcie i wymaszerował razem z resztą Jeźdźców.
- Dobry chłopiec – uśmiechnął się centaur, po czym zawołał do towarzyszy – Kto się założy, że wypiję pięć litrów koli w pół minuty?!
Wychodząc Jeźdźcy znów usłyszeli muzykę i radosne okrzyki „Dajesz Danny! Dajesz Danny!”.
- Pokojowa wyprawa, co? – burknął Alex.
- Nienawidzę. Centaurów – wysyczał Jamie, wsiadając na Creap’a.
Nareszcie skończyłem ten rozdział!
Wybaczcie, że nie dodałem wczoraj, ale muszę przyznać, że jest dość długi ( zajął mi ponad 8 stron A4 )
Cóż, "akcja" zaczyna się dopiero tak od połowy ( chociaż przedtem trochę się wyjaśnia ) więc niech nie zwiodą Was dialogi przez dłuższy czas, a właściwie cały rozdział, bo niestety nie ma tu żadnego mordobica :(
Mam nadzieję, że będzie się Wam czytać tak miło, jak mnie się pisało :-)
© 2014 - 2024 Levy2001
Comments21
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
LastKrystalDragon's avatar
Ogiery dwudziestego pierwszego wieku :v