literature

Smoczy Jezdzcy cz. 23 [KONIEC]

Deviation Actions

Levy2001's avatar
By
Published:
1.3K Views

Literature Text

Rozdział XXIII

Odbiciem płazem. Przełamanie gardy. Cios.

Rozwścieczony chłopak znika w chmurze fioletowawego dymu, by zaraz potem pojawić się za Żniwiarzem. Wbija mu miecz między żebra.

Kula ognia formuje się w jego dłoni. Rzuca nią w twarz jednego ze Żniwarzy. Wrzeszcząca bestia znika wśród pyłu.

Miecz przecina ciało jednego z nich. Jake jest jak taran. Nie zatrzymania się. Dokończy dzieła.

Walczy z kolejnymi Żniwiarzami, ale jego wzrok jest gdzie indziej. Wpatruje się w Ashiara, idącego powolnym krokiem w jego stronę. Jake nie słyszy odgłosów bitwy, krzyków, trzaskania ognia. Słyszy tylko jego dudniące kroki, stukot sierpa obijającego się o podłoże i ten śmiech. Śmiech szaleńca.

Rozprawia się szybko z kolejnymi, co róż znikając wśród smogu i pojawiając się koło przeciwnika w idealnym momencie. Odcinał głowy, przebijał torsy, podrzynał gardła, spalał. Wszystko po to, by dostać się do Ashiara. Wszystko po to, by go zniszczyć.
Stanął w cieniu dwumetrowego, rogatego stwora. Za nim ciała jego ofiar zmieniały się w strugi dymu. Dotarł do niego. Szarżował przez tłumy Żniwiarzy, by spojrzeć w jego białe oczy, pełne jakiejś sadystycznej radości. Zerknął jeszcze raz na plamę krwi, która pozostała po Willu. Ten widok sprawił, że fioletowe płomienie wokół Jake’a buchnęły jeszcze mocniej.

Ashiar ukłonił się z pogardą.

- Zaczynajmy – wyszeptał.

Jake z rykiem rzucił się na demona, tnąc w niego płonącym ostrzem. Bestia wciąż trzymałą swój sierp u dołu. Wciąż uciekając na bok i schylając się unikała ciosów rozwścieczonego bruneta. To było jak taniec: chłopak atakował, on wciąż się uchylał. Mimo swego rozmiary robił to z wręcz niemożliwą wściekłością.

Jake wiedział, że jest odsłonięty w wielu miejscach, ale Ashiar nie atakował. To była dla niego jakaś zabawa – chciał wymęczyć Jake’a, by ostatecznie go dobić. O nie, nie pójdzie mu tak łatwo.

Brunet uformował kulę o ognia i rzucił ją w stronę w stronę demona, który w ostatnim momencie uchylił się. Jego sierp strzelił w górę, odbijając kolejne pociski rzucane przez Jake’a. I kolejne. Z jego twarzy znikł uśmiech, pojawiły się krople potu i wyraz zmęczenia. Jake nareszcie objął przewagę.

- Nie spodziewałem się tego po tobie. Gdybym miał trochę więcej sił, razem bawilibyśmy się ogniem – mruknął chrapliwym głosem Ashiar, szarżując na Jake’a z sierpem w dłoniach. Chłopak nie miał pojęcia, o co mu chodzi, ale przygotował się do odparowania ciosu.

- Wiesz, wszystko zaczyna mi świtać. Smok ciemności, włamanie do biblioteki, te moce… Ty musisz być…

- Zamknij się wreszcie! – Jake miał dość tych bredni. Atakując mieczem, drugą dłonią z całej swej siły uderzył demona w brzuch. Na żółtej skórze pojawiła się czerwonawa plama po oparzeniu, ale Ashiar nawet nie drgnął. Chłopak kopnął w Ashiara w masywne udo, demon
lekko się zachwiał. To ten moment. Jake odbij cięciwą swego miecza sierp, tors Ashiara był całkowicie osłoniony. Spróbował się przebić, ale skóra był twarda. Pozostawił jednak niewielką, krwawiącą ranę na piersi demona.

Ashiar wydawał się tym zdziwiony. Na jego przebrzydłej twarzy pojawiło się coś dziwnego – jakaś mieszanka niepokoju i gniewu. Zaatakował, tnąc równie szybko jak Jamie. Jake’a raz po raz odijał ataki, ale był coraz bardziej zmęczony. Nie da rady walczyć tak długo.

Ashiar podniósł sierp do góry i z rykiem zamachnął się na nogi Jake’a. Chciał go podciąć. Chłopak osłonił się mieczem, ale cios był zbyt silny. Demon rozbroił go, ostrze bruneta poleciało ku ścianie, przy której Alex dobijał grupkę Żniwiarzy.

O nie, nie da się tak łatwo. Razem z resztą Jeźdźców równie często jak szermierką ćwiczył walkę wręcz. Unikał ciosów coraz bardziej rozwścieczonego Ashiara, by zaraz potem ogłuszyć go swym ciosem. Nie był zbyt silny, ale wykorzystał swoją wściekłość i moce. Raz po raz znikał i pojawiał się dookoła Ashiara, uderzając w najbardziej dotkliwe miejsca.
Co rusz twarz demona wykrzywiał grymas bólu. Jake wygrywał. Ashiar krwawił, był wściekły i rozproszony. Chłopak musiał wykorzystać taką okazją.

Kopnął Ashiara w oparzony bok, a demon zawył. Osunął się na kolana, odsłaniając szyję. Jake zamachnął się obiema pięściami i wymierzył. Teraz albo nigdy.

Ashiar wtem uśmiechnął się i przeturlał na bok. Jake, tracąc równowagę, upadł na ziemię.

Nie! To był podstęp.

Demon kopnął chłopaka w bok, a ten, zaskoczony siłą uderzenia, poleciał ku przeciwległej ścianie sali. Ashiar nerwowym, szybkim krokiem szedł w jego stronę, ocierając czarną krew płynącą z nozdrzy.

- Denerwujesz mnie, chłopcze. Nawet bardzo. Czas to skończyć. – Ashiar zbliżał się coraz szybciej. Jake nie wiedział, co zrobić. Był tak obolały, że ledwo mógł wstać. Płomienie wokół niego przygasały. Mógł teleportować się i uciec od ciosu Ashiara, ale nie da się uciekać w nieskończoność. W końcu demon go zabije. Trzeba coś zrobić. Trzeba…

Nie… chwila. Jake rozejrzał się po sali. Walczyło tu wiele smoków, ale był tylko jeden smok ciemności, Meteo. A gdzie smok Ashiara? Dzięki niemu mógł osiągnąć ogromną przewagę.
A co jeśli demon chciał chronić swojego smoka? Co jeśli… jeśli miał świadomość, że jeśli smok umrze, ten sam los czeka Ashiara? Bądź co bądź był Jeźdźcem. Musiała ich łączyć więź. To ostatnia deska ratunku dla Jake’a.

Chłopak nagle ujrzał ogromne, kamienne wrota. Zlewały się ze ścianami, szparami między nimi była ledwo zauważalna. Jednak, gdy Jake się bardziej przyjrzał, ujrzał, jak się trzęsą. Coś uderzało w nie od środka. Wśród jęków i ryków trudno było to zauważyć, ale chłopak był pewien, że to coś w środku ryczy wściekle. Musiał być tam przechowywany smok.

- Wiesz… żałuję tylko jednego. Nie powiedziałem Williamowi pewnej rzeczy… - Ashiar przerwał Jake’owi przemyślenia. -  Tak rozpaczliwie szukał zabójcy swej matki, a miał go tuż pod nosem. Do dziś uważam, że potraktowałem ją trochę zbyt okrutnie. Ale cóż – nie chciała mi wyjawić, gdzie ukryła synalka. A ja się nie patyczkuje. -  na gębie Ashiara znów zagościł ten chory uśmiech. Uznał, że wygrał. Że zabije wszystkich Jeźdźców, wyssie z Meteo całą jego energię. Jake na to nigdy nie pozwoli.

- No już, nie ruszaj się. Uznałem, że jednak cię nie zabije. Najwyżej… poturbuje. Przydasz mi się na coś – Ashiar stał nad Jake’iem jak kat, podnosząc swój sierp do góry. Jake widział, że celuje w dolną część jego brzucha – naprawdę nie chciał go zabić, a zranić. Ale po co mu on? Nie… to nieważne. To ostatnia szansa.

Sierp opadł, a Jake zniknął w chmurze dymu, by pojawić się kilka metrów za Ashiarem. Resztkami swych sił biegł ku skalnym wrotom. Jeśli nie ma tam smoka, prawdopodobnie zginie. To jego ostatnia nadzieja.

Jake obejrzał się za siebie. Ashiar gnał za nim, tnąc ostrzem ciała własnych sługusów, którzy akurat stawali mu na drodze.  Jake wykorzystał swe moce, by teleportować się jeszcze kilka razy i zwiększyć dystans między nim a Ashiarem.

Znalazł się tuż pod wrotami. Drgały jak podczas trzęsienia ziemi, a ryk za nimi był tak głośny, że Jake’owi prawie pękł bębenek. Chłopak skupił się, skoczył do przodu i znikł w chmurze dymu. Poczuł jednak opór – jakaś siła odepchnęła go od drzwi i wyrzuciła dwa metry dalej, tak jak pole siłowe otaczające bibliotekę odrzuciło Meteo. Nie! Nie w takim momencie!

Jake musiał podjąć szybką decyzję. Ashiar był jakieś sto metrów za nim, zaraz tu będzie. Skro nie może się teleportować… nie, nie, Jake starał się odpędzić tę myśl. Skor ta zdolność polega na przemieszaniu się między wymiarami, może… mógłby pozostać w wymiarze cienia na dłużej, zamiast od razu wracać z powrotem do realnego świata? To prawie niemożliwe, a Jake nie miał pojęcia jak tam jest, ale… to jedyny pomysł, na jaki wpadł.
Czas wydawał się zwolnić. Jake spojrzał na Ashiara, który za kilka sekund wbije mu sierp w brzuch. Spojrzał na walczących przyjaciół, którzy padali ze zmęczenia. Na wilkołaków, nie dających sobie rady z ogromem Żniwiarzy. Spojrzał wreszcie na plamę wysychającej krwi. Musi to zrobić.

Jake zniknął wśród fioletowych płomieni, dymu i pyłu. Ashiar dotarł do chłopaka w tym samym momencie, w którym brunet wyparował. Demon rozejrzał się po sali zdezorientowany, szukając miejsca, w którym Jake znów się pojawi. Ale chłopak się nie pojawił. Nie mógł przecież…

- Niemożliwe – wyszeptał Ashiar.

***

Pierwszą reakcją Jake’a był krzyk. Krzyk pełen bólu. Palił go każdy mięsień, każda kość, każdy organ. Czuł się jakby właśnie pływał w jeziorze lawy, choć nigdzie nie było widać płomieni. Powietrze było gęste i cuchnące sadzą oraz zgnilizną. Głosy, dobiegające znikąd, szeptały do uszu Jake najokropniejsze rzeczy.

Chłopak przetarł przekrwione oczy i rozejrzał się. Wymiar Cienia wyglądał jak dwa nakładające się światy: normalny, czyli pole bitwy, widziane jednak jak przez przyciemnianą szybę i ciemną jaskinię, w której wzdłuż ścian przemykały cienie jakichś zniekształconych istot. Jake widział Ashiara, od którego biła szara poświata, Meteo, który również był otoczy światłem, jednak słabym jak wypalająca się świeczka, podobnie jak Żniwiarze. Natomiast Jeźdźcy, wilkołaki i reszta smoków była całkowicie ciemnymi plamami. Jake spojrzał na swoje dłonie. Wokół niego tańczyły szarawe języki ognia, których blask był podobny do poświaty wokół Ashiara. Jake syknął z bólu i zwrócił swój wzrok w stronę wrót, ignorując syczące głosy, które szeptały do niego lub krzyczały „Wypuść nas”, częściej jednak opisywały, jaką to makabryczną śmiercią by go uraczyły. Choć nie widział źródła głosów wiedział, że to demony w wymiarze cienia błagają o uwolnienie. Czół, jak niewidzialne łapy chwytają go za nadgarstki, drapią i szarpią, starają zaciągnąć w głąb niewyraźnej jaskini. Jake opierał się im, wciąż idąc naprzód, a każdy krok bolał jak łamanie wszystkich kości naraz. Myślał, że będzie musiał otworzyć skrzydła drzwi, jednak przeszedł przez nie niczym duch.  Jak widać rzeczy materialne w normalnym świecie nie miały odwzorowania w Wymiarze Cienia, były tylko zwykłym widokiem, cieniem rzucanym przez ich pierwowzór.

Po przekroczeniu wrót, czemu towarzyszyło uczucie nurkowania w płonącym błocie, ujrzał smoka większego od Meteo, wyglądającego na starszego, a jednak bardzo podobne. Wśród szeregu rogów wiele było połamanych, na ciele brakowało mnóstwa łusek. Smok był równie wyniszczony co jego właściciel. Całym swym ciałem napierał na wrota, te jednak nie ustępowały, musiały być zapieczętowane jakimś zaklęciem. Gad chyba go nie widział, jednak jego nozdrza drgnęły, a wzrok skierował dokładnie w to miejsce, w którym stał Jake. Smok kłapnął tam paszczą, jednak zęby przeszły przez Jake’a jak przez wodę. Bestia mruknęła i wróciła do niszczenia wrót. Chciała dostać się do swego pana, pomóc mu. Jake’owi zaczęło się robić żal smoka – nie wybierał swego Jeźdźca, został do niego „przydzielony”. Nie był zły z wyboru, po prostu wykonywał polecenia. W innych rękach mógłby być wspaniałym, pomocnym towarzyszem.

Jake odpędził te myśli. Chce czy nie, zabicie smoka to jedyna nadzieja. Dotknął tylko delikatnie jego łapy, by upewnić się, że da radę wbić w jego ciało miecz. Na szczęście zamiast przejść przez smoka poczuł gorące łuski. Odetchnął z ulgą – musiało to działać niczym lustro weneckie. On mógł dotknąć żywych istot, one jego nie.

Jake rozejrzał się. Oczy i kończyny piekły go coraz bardziej, długo tak nie wytrzyma. Wśród stert kości po ofiarach smoka ujrzał sztylet z dziwnie wygiętą rękojeścią. Jeden z posiłków gada musiał go tutaj po sobie zostawić. Jake chwycił ostrze, i podpierając się jedną ręką, wdrapał się na grzbiet smoka. Bestia starała się go strząsnąć, jednak kurczowo trzymał się ciała. Stanął nad masywnym łbem. Jeden wymierzony cios. Jeden cios i będzie po wszystkim.

Chłopak odetchnął. Szybkim ruchem dłoni wbił ostrze w czaszkę smoka. Bestia ryknęła z bólu. Jake  uderzył jeszcze kilka razy, zaraz potem spadł  ze wstrząśniętego konwulsjami cielska. Po zadaniu tych ciosów wszystkie jego mięśnie wręcz płonęły. Resztkami sił wyczłapał z komnaty ze smokiem i skupił całą swą uwagę na świecie rzeczywistym. Pieczenie ustało. Otworzył oczy i zobaczył Ashiara, który stał tuż koło niego. Sierp wypadł z jego dłoni, grymas zdziwienia na twarzy szybko zmienił się pysk skrzywiony niesamowitym bólem. Skóra odpadała z Ashiara niczym płatki śniegu, demon zmieniał się w czarny pył, krzycząc z przerażenia. Walczący Żniwiarze padli na kolana, po czym rozpłynęli się w dym. Ashiar wił się w agonii, cierpiąc jak nigdy. Sala zaczęła się trząść, cała góra, podtrzymywana magią demona, zaczęła się walić. Jake zdołał tylko uśmiechnąć się na widok gnijącego Ashiara, po czym zmęczony jak nigdy stracił przytomność.

***

Sam ruch powieką zabolał jak miecz wbijany w serce. Jake otworzył oczy i wziął głęboki łyk powietrza. Gdzie on jest? Spojrzał na zabandażowane, poparzone ręce, na szpitalne łóżko, w którym leżał, na szereg maszyn i kroplówkę, z której kroplami do jego dłoni sączyły się leki. Wreszcie kątem oka spojrzał na kobietę, siedzącą koło niego. Jej ciemne włosy opadały kosmykami na zmęczoną twarz. Z oczu płynęły łzy, który nie pasowały do szerokiego uśmiechu.

- Jacob? – zapytała cicho.

- Mm… Mama? – Jake nie uwierzył. Ze łzami w oczach rzucił się na kobietę i wyściskał ją z całej swej siły, prawie wyrywając kroplówkę ze swej dłoni.

- Nigdy mi ty więcej nie zapadaj w śpiączkę – wychlipiała Susan Jefferson, przytulając swego syna.

- Jaką… śpiączkę? – zapytał zdziwiony Jake, ocierając łzy z policzków.

- Sześć miesięcy leżałeś w tym łóżku, Jake. Po tym, jak potrąciło cię to auto… To chyba dobrze, że nic nie pamiętasz. Przychodziłam codziennie, czekając aż się obudzisz. I wreszcie… - kobieta znów wybuchła płaczem. Jak usiadł na swoim łóżku i odetchnął głęboko.

Śpiączka? Sześć miesięcy? Nie, to niemożliwe. To wszystko był jakiś sen? Wybryk wyobraźni?

- Mamo… - Jake miał tyle pytań. Co się w ogóle stało.

- Ciii… Jake, musisz odpoczywać. Są tu też dzieciaki, które znalazły cię po wypadku. Przychodziły równie często co ja -  mama Jake’a spojrzała w stronę drzwi, w których stał uśmiechnięty Jamie, Alex, Charlie i Lindsey. -  Zostawię was samych. Muszę porozmawiać z doktorem – kobieta wyszła, wycierając chusteczką mokre policzki.

Zapadła chwila ciszy.

- Wyjaśni mi ktoś łaskawie, co tu się, do cholery, dzieje? – spytał Jake.

- Och, strasznie długa historia. Na początku muszę ci pogratulować. Wszedłeś do Wymiaru Cienia. Zabiłeś Ashiara. Nieźle, jak na jeden dzień – uśmiechnął się Jamie.

- Gdzie my jesteśmy? – Jake rozglądał się po sali.

- Szpital imienia świętej Marii w Londynie. Jakieś dwadzieścia kilometrów od twojego domu

– Alex poprawił okulary przeciwsłoneczne. Londyn… Jake znalazł się wreszcie w swoim mieście. W swoim domu. – Przetransportowaliśmy cię tu z jakiegoś malutkiego ośrodka leczniczego w Tybecie. Po zabiciu tego smoka prawie padłeś z wycieńczenia.

Jake milczał chwilę.

- Czyli… wygraliśmy? Ashiar nie żyje?

Jamie skinął głową.

- Dzięki tobie. Niezły pomysł z tym smokiem. Szkoda tylko, że ta góra tak szybko się zawaliła. Ledwo uciekliśmy, a mieliśmy nadzieje przeszukać skarbiec Ashiara. – Alex szturchnął Jamie’ego łokciem. – No co, sam na to wpadłeś. Ach, dostaliśmy też wiadomość od driad. Po zabiciu Ashiara stan Drzewa Życia znacząco się polepszył. Jak widać zaklęcie niszczące było bezpośrednio związane z Ashiarem.

Jake zaśmiał się cicho. Udało im się. To nie był sen. Wszyscy wygrali tę… O nie. Nagle chłopak spochmurniał.

- A Will… on naprawdę zginął?

Uśmiechy zniknęły z twarzy wszystkich. Nawet Jamie spoważniał.

- Jutro jego pogrzeb. Nie mamy ciała, ale należy mu się godny pochówek. Will… niestety poległ, razem z dwoma tuzinami wilkołaków.

Jake spojrzał w ziemię. Will zmarł. Nie ma go tu. Nigdy nie wróci. Chłopak nie umiał się z tym pogodzić.

Jamie odchrząknął.

- Jedyne, co odratowaliśmy z kryjówki Ashiara, to te listy – Jamie pokazał kilka brudnym, pogniecionych kopert. – Są napisane w jakimś dziwnym języku, ale podpis zawsze jest ten sam. Ashiar… dostawał jakieś rozkazy z góry. Musimy się dowiedzieć, od kogo.
Jake skinął nieznacznie głową, wciąż patrząc w podłogę. Ashiar… był czyimś sługą? Ten ktoś musiał… musi być naprawdę potężny.

- Tylko… mama mówiła, że przychodziła do mnie przez sześć miesięcy. Tak długo tu leżałem?
I.. czy ona wie, kim jestem? – zdziwił się Jake.

- Och, nie. Byłeś nieprzytomny jakiś tydzień. Jamie, oprócz czytania ludziom w myślach, umie… zamieszać im trochę w głowach. Zmienia ich wspomnienia, każe im coś zapomnieć… To trochę straszne, ale było potrzebne. Ludzie nie mogą o nas wiedzieć. Wszyscy w tym szpitalu, włącznie z twoją mamą, myślą, że w dzień, w który Alex cię… porwał, potrącił cię samochód, a ty zapadłeś w sześciomiesięczną śpiączkę -  wyjaśniła Lindsey.

- Więcej powiemy potem. Teraz… masz gościa – uśmiechnął się Alex, skinieniem głowy wskazując w stronę okna. Oprócz nocnego nieba widać w nim było wielki, smoczy pysk.

- Meteo! – Jake otworzył skrzydła okna, a gadzi jęzor polizał go po twarzy.

- Miło cię znów widzieć – Jake usłyszał w głowie przyjazny, basowy głos.

- Udało nam się -  Jake objął smoczą głowę. Stali tak w milczeniu kilka minut, w końcu
Meteo trącił głową swego Jeźdźca.

- Idź na dół. Porozmawiaj z resztą i z mamą. Musisz nadrobić te pół roku nieobecności. -  
Meteo postarał się uśmiechnąć, ale jak zwykle wyszło mu to naprawdę niezdarnie.

Jake poklepał smoka po ogromnej głowę.

- Okej, ale jutro pójdziemy na kawę.

Jake spojrzał na krzesło ustawione koło łóżka szpitalnego. Leżała na nim jego stara, skórzana kurtka, wciąż ze śladem po ogniu wyplutym przez małego Meteo. Chłopak uśmiechnął się i nałożył ją na białą koszulkę. Wyszedł na korytarz i ujrzał mamę, czekającą na niego przy rejestracji. W dłoni trzymałą dwa pączki, kupione w szpitalnym barze. Jake pierwszy raz od dawna poczuł się jak normalny chłopak. Nieważne, że czeka go pewnie jeszcze wiele spotkań z potworami gorszymi od Ashiara. Ważne, że teraz jest w domu ze swoją rodzinę. I jest to milion razy lepsze nawet od pokonania demona.

EPILOG

Pogoda w Himalajach ostatnio się naprawdę pogorszyła, zerwało się na spore wiatry i śnieżyce. Mieszkańcy z pomniejszych wiosek u podnóży gór uciekli, bojąc się zapowiadanych lawin.

Wśród mnóstwa gór i pagórków wyróżniała się jednak kupa kamieni i gruzu. Wśród zawalonej góry dostrzec można było też mnóstwo mieczy, tarcz, kawałków zbroi oraz ciała – ogrom martwych ciał, przykrytych stertą głazów. Ślady po niedawno zakończonej bitwie.
Wtem wśród kłęb fioletowo -  czarnego dymu pojawiła się grupa mężczyzn w szatach i płaszczach we wszystkich odcieniach szarości. Każdy jednak na piersi wszyty miał metalowy emblemat przedstawiający pysk lisa. Jeden z nich, barczysty czarnoskóry mężczyzna kopnął większy kamień, pod którym leżała nienaturalnie owłosiona ręka z pazurami zamiast paznokci.

- Nic tu nie ma -  mruknął do stojącego koło niego, wysokiego mężczyzny, którego twarz przykrywał materiałowy kaptur. -  Nasz kolega Ashiar chyba przegrał.

- Od zawsze wiedziałem, że byle dzieciak zdoła go pokonać – splunął zakapturzony. Błądził jeszcze chwilę wśród stert kamieni, wyraźne czegoś szukając, gdy wtem zobaczył leżący na małym skalnym kopczyku list. Wyglądał na zupełnie nowy, papier był biały i lśniący, jedynie na brzegach pobrudzony lekko popiołem. Mężczyzna szybko złamał krwistoczerwoną pieczęć i wyjął ze środka kawałek papieru, ręcznie, z niezwykłą dbałością zapisany czarnym atramentem.

Czytał go przez chwilę, po czym zawołał do siebie resztę mężczyzn.

- Chłopaki, chodźcie tu! Mamy chyba nowe zlecenie -  wszyscy zebrali się wokół mężczyzny z listem, który zdjął właśnie kaptur, ukazując pobliźnioną twarz, z jednej strony przykrytą kawałkiem materiału będącym prowizoryczną przepaską na oko. Uniósł on list do góry, tak, by wszyscy go widzieli. Oczy jego pobratymców wodziły od linijki do linijki.
Gdy wszyscy skończyli czytać, człowiek z przepaską zwinął list w kulkę, a jego dłoń zapłonęła fioletowawym ogniem, spalając list na popiół.

- No, panowie – mężczyzna spojrzał w dal, ku dalekim szczytom himalajskich gór – Zapolujemy sobie na smoki.
Uf, puf, sialalala.
Jest. Jest, jest, jest. Zrobiłem to. Dwa lata pisania. Z dużymi, naprawdę dużymi przerwami. Ale udało się! Przed wami ostatnia część SJ. Finau! A na dole spostrzeżenia i spojlery, czyli coś na potem.


---SPOSTRZEŻENIA I SPOJLERY---

Cóż, myślę, że większych cliffhangerów tu nie ma, bardziej pewnie zainteresował was epilog. Otóż tak, jest to zapowiedź drugiej części. Zastanawiałem się nad tym kilka miesięcy temu, i stwierdziłem, że jednak mam do opowiedzenia większą historię. Uwaga jednak: druga część jest OPCJONALNA. Muszę wszystko przemyśleć, rozpisać sobie naprawdę dłuuuugi plan wydarzeń i te sprawy. A tymczasem uraczę was ryszunkami i dodatkowymi rozdziałami, które należą się zwycięzcą konkursu z Evo ( tak, nie zapomniałem )

I jako że to już koniec, to chyba czas na podziękowania. Więc let's go:
Matefinn -  Czytając Twoje komentarze aż żałowałem, że nie mogę wrzucić następnej części od razu i dowiedzieć się, jakim to spostrzeżeniem mnie obdarzy. Na serio, twoje pochwały ogromnie mnie zachęcały do pisania, twoje fanarty i oddanie - wszystko. Należą ci się ogromne podziękowania :)
FobosPhobos - Fan SJ zanim trafił na deva, można wręcz ująć, że to ona pierwsza to czytała - do tego zapalona wyszukiwarka błędów, za co bardzo dziękuję - sam wielu nie wyłapuje, i choć nie mam już sił zmieniać na devie, to w oryginalnym pliku wciąż dokonuje poprawek, choćby tych biodrowych przekąsek. Za wsparcie i osobisty słownik - serdeczne dziękuję.
ona777 - Chyba każdemu potrzeba kogoś, kto w momencie lenistwa porządnie cię kopnie i zapędzi do roboty. I mimo tych moich opóźnień, gdyby nie ona, pewnie utknąłbym  teraz na 15 czy 16 rozdziale. Wcześniej teko nie doceniałem, ale teraz szczerze dziękuje.
 No i za to, że jako jedna z pierwszych przez moją reklamę dostrzegłaś SJ.
Aiome - Choć chyba już nie czyta, to każdy jej komentarz czytało mi się przemiło. Evo wciąż dla niej zarezerwowany, a jak trochę poczeka, to zobaczy i obiecany wątek miłosny. Za przewspaniałe fanarty, ciepłe słowo i bardzo miłe, choć króciutkie spotkanko na Pyrkonie wielkie dzięki :)
Virllanda - Podobnie jak powyżej chyba już nie czyta, ale zawsze było fajnie przeczytać komentarze zapalający do działania. Serdecznie dzięki :D
Bluestripe888 Choć zaczęła niedawno, ogromnie miło czytało mi się jej komentarze i uwagi. Dzięki!
Dziękuję też wszystkim, którzy kiedykolwiek SJ czytali, favowali i komentowali. Naprawdę, jesteście wielcy!

P.S. Sorki za opóźnienie (straszne!!! ), ale przez tydzień miałe ogromne problemy z internetem i serwerami deva. Zresztą, nadal mam.
Levy ałt~
Comments23
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Virllanda's avatar
 :noes: Pewnie, że czytam, czytałam i będę czytać- mam nadzieję, że już w najbliższej przyszłości ^u^ Przepraszam, że nie popisałam się liczbą komentarzy w ostatnim czasie, ale ogólnie stałam się dość mało aktywna i tak trochę chamsko sobie tylko czytałam np. do kolacji... Przepraszam. Teraz, pod ostatnim, finałowym rozdziałem postaram się to choć troszkę nadrobić.
 Czemu dzieje się tak, że najbardziej lubiani przeze mnie bohaterowie okazują się być tymi "złymi"? I czemu giną? Nawet bardzo się z tego powodu nie zdziwiłam, jestem już przyzwyczajona. Ale... Will, ty biedaku, nie dość, że zostałeś wykiwany to jeszcze nie mogłeś doznać klęski Ashiara :c Współczuję mu. A tak to wątek bardzo zgrabnie poprowadzony, śmierć jeźdźca wpłynęła na zachowanie Jake'a i przyczyniła się do wygranej. Logiczne c:
  Jestem na tyle dziwną osobą, że podoba mi się poruszenie kwestii ludożerstwa u smoków. Bądź co bądź to gady, zwierzęta. Nadało to im większej dzikości, nieokiełznania, brutalności a w efekcie- wiarygodności. Przynajmniej jak dla mnie.
  Bardzo się cieszę, że dałeś informację o kimś "wyższym" niż Ashiar. Może ten ktoś będzie miał jakiś tajemniczy motyw? Może to będzie coś więcej niż tylko chęć zniszczenia, którą to posiadał Ashiar? Bo mówiąc szczerze, zło wynikające z samego zła do mnie nie przemawia. Ale może po prostu o czymś zapomniałam, ostatecznie cała akcja dla mojej świadomości toczyła się na przestrzeni dwóch lat! Jeżeli tak, wybacz staruszce ^^;
  Nadal widać trochę literówek i błędów, jednak jak zawsze, patrząc na całokształt nie można ci ich nie wybaczyć. Jednak nie mogę też nie pomęczyć ciebie choć paroma:
"Miecz przecina ciało jednego z nich. Jake jest jak taran. Nie zatrzymania się. Dokończy dzieła." <- Nie sądzę, żebyś użył "zatrzymania" celowo, pewnie z rozpędu, ale rzuca się w oczy, to niemal sam początek tekstu.
Nieco dalej "co róż " <- raczej "rusz" a nie nazwa koloru ;D
"Bestia wciąż trzymałą swój sierp u dołu. Wciąż uciekając na bok i schylając się unikała ciosów rozwścieczonego bruneta. To było jak taniec: chłopak atakował, on wciąż się uchylał." <- powtórzonka
  To tyle, przez cały tekst przewija się jeszcze parę błędów, ale myślę, że jeżeli zechcesz je poprawić sam dasz radę je znaleźć :)
  A jeżeli mam coś poradzić na przyszłość... Mógłbyś przywiązać większą wagę do samej nauki umiejętności, do procesu, podczas którego postać się zmienia i kształtuje. Po to by w końcu dotarła do momentu, w którym może stawić czoło swoim wrogom.
 Szczerze powiedziawszy, pomijając wszystkie demoniczne i nadprzyrodzone umiejętności Jake'a, nie wydaje mi się, aby mógł zostać niesamowitym szermierzem w przeciągu jedynie sześciu miesięcy, startując z pozycji dość przeciętnego chłopaka. Jakoś mi w tym wszystkim za mało... Wysiłku? To złe słowo, bo wysiłek oczywiście był, ale w niektórych momentach po prostu aż trudno mi było uwierzyć w szczęście Jake'a. Bardzo często wpadał w tarapaty, ale za każdym razem przy użyciu swoich nadludzkich zdolności, które właśnie wtedy się pojawiały, wychodził z nich cało. Może trochę za bardzo go faworyzujesz? Rozumiem, główny bohater i w ogóle, ale jeżeli wokół niego stoi grupa postaci... Czy nikt z nich nie wpadłby na pomysł podobny do jake'owego ze zgładzeniem smoka Ashiara?
 Mam nadzieję, że znajdziesz w tej radzie jakiś sens. Chcę cię po prostu zachęcić do przemyślenia paru spraw. Może coś ci ona pomoże, a może przekonasz mnie, że się mylę ; )
 Ale tak poza tym wszystkim, chciałabym po prostu podziękować za tą opowieść. Miło się ją czytało, czasami śmiało, czasami smuciło. Jestem ciekawa dalszej historii jeźdźców. Epilog- yey, polowanie na smoki! Chcę zobaczyć oczyma wyobraźni ich próbę! Czy są to zwykli ludzie, którzy porywają się z motyką na słońce i zostaną po prostu rozszarpani w drobne kawałeczki? A może to wyszkoleni zabójcy, potężni wojownicy, z którymi trudno się będzie uporać? I kto u licha przesłał tę kartkę? o.o''
 Chętnie poznam odpowiedzi na te pytania. Gratuluję ukończenia tej części historii- NAPRAWDĘ dobra robota. Włożyłeś w nią bardzo dużo pracy.
Życzę weny i czasu na dalsze pisanie i mam nadzieję, że tym razem czas mi pozwoli bieżąco obserwować postępy. Pozdrawiam i... Koniec transmisji :meow: